niedziela, 9 października 2011
Pigwa czyli wiele w jednym
W tym roku hojnie moje dwa drzewka obrodziły i wypadało z tego dobrodziejstwa skorzystać. Pigwy są pięknymi drzewami. Wszystko w nich mi się podoba - lśniąca, ciemna kora, kwiaty na wiosnę, piękne skórzaste liście pokryte kutnerem od spodu, które jesienią przebarwiają się na przepiękny, słonecznie żółty kolor. No i najważniejsze OWOCE - piękności, ukryte pod ubrankiem z meszku, żółte lub zielone, niesamowicie pachnące jabłkiem lub gruszką z odrobiną cytryny, ale tak naprawdę pachnące niepowtarzalnie - pigwą.
Owoce są duże - często zdarzają się takie ważące koło kilograma. Już ten krótki opis powinien zachęcać do posadzenia choć jednego drzewka w ogrodzie, a to dopiero początek. Dalej zaczyna się zabawa z samymi owocami. A można z nich zrobić wiele. Kiedyś nie smakował mi ich smak (bywa, że dość charakterystyczny), ale ten rok jest rokiem wyjątkowo pigwowym dla mnie. Owoce te kojarzyły mi się z odciskami na rękach od ich obierania i sprawiania.
W tym roku odkryłam genialny sposób na te twarde prawie jak kamień owoce. Przygotowując galaretkę, mus czy marmoladę nie obieram owoców - prawda, że genialne w swojej prostocie (dla mnie, aż do zeszłego tygodnia, nie było). Dzień (kilka godzin) przed planowaną produkcją przetworów, tnę owoce na ćwiartki, wrzucam do garnka, zalewam wodą i gotuję do miękkości, około pół godziny. Później zestawiam z ognia, żeby się ochłodziły. Idę sobie spokojnie do pracy, wracam z niej i zaczyna się zabawa w produkcję przetworów. Zimne (chłodne) owoce pojedynczo wyjmuję z wody i obieram ze skórki, wycinam gniazda nasienne oraz otaczające je fragmenty pigwy z komórkami kamiennymi.
GALARETKA PIGWOWA
Skórkę i to co wycięłam wrzucam z powrotem do wody, w której gotowałam pigwę. I gotuję do momentu gdy kolor zaczyna zmieniać się na różowy. Przepuszczam przez gazę (nie wolno wyciskać, bo galaretka będzie matowa), dodaję na 1 litr tego płynu pół kg cukru. Gotuję galaretkę. Moje w tym roku są "trochę" przegotowane, bo jeszcze nie potrafię sprawdzić kiedy należy przestać ją gotować (to ugruntowało mnie w przekonaniu, że chcę stać się posiadaczem kolejnego gadżetu kuchennego - termometru cukierniczego). Galaretka jest śliczna różowo-pomarańczowa. Ta na zdjęciu nie jest, aż tak różowa, bo dodałam do jej produkcji trochę soku z cytryny (na dole strony są zdjęcia już w słoikach i widać jaki może mieć obłędny kolor, ta jaśniejsza jest z dodatkiem cytryny).
MUS PIGWOWY
Otrzymany po obraniu pigwy miąższ miksujemy (dla wytrwałych - przecieramy przez sitko). Słodzimy do smaku, gotujemy jak mus jabłkowy. I jemy z czym nam się żywnie podoba - najlepiej łyżką z miski.
To są przetwory z tej samej partii owoców (z tego samego początkowego gotowania). Żółty mus pigwowy i różowa galaretka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz