wtorek, 25 marca 2014

pate z dyni piżmowej ze słonecznikiem

Pytanie czysto retoryczne - czemu wpisów o dyni nie mogę robić we wrześniu, październiku, listopadzie tylko jakiś wpis z dynią w roli głównej pojawia się na wiosnę? Wpis pojawił się, bo spotkałam w sklepie dynię piżmową. Jesienią rozglądałam się za tą dynią i jej nie dostałam. Nie mogę napisać, że szukałam dyni piżmowej, bo tak nie było. Gdybym chciała ją dostać to pojechałabym do gospodarstwa, które zajmuje się ich produkcją (tak - warzywa się produkuje, hoduje się wtedy, gdy wytwarza się nowe odmiany) lub wybrała się na dowolny bazarek w Warszawie, a tak to tylko się za nią rozglądałam.

I mam już 2 dynie, ale co ja mam nimi zrobić - na pewno z jednej zrobię zupę, a z drugiej coś się wymyśli... No i wymyśliłam, a właściwie nie ja, a Arek prowadzący wspaniałego bloga eat after reading. Jak zobaczyłam u niego przepis to stwierdziłam, że to musi być TO - pate (smarowidło) z dyni piżmowej. Bardzo spodobał mi się ten autorski koncept. Mój proces myślowy przebiegał mniej więcej tak - coś miękkiego, trzymającego kształt i z użyciem agaru (jee, wypróbuję agar kupiony jakiś czas temu). Hmmm, nie mam ciasteczek amaretto, nic spróbuję to ominąć może migdały mielone, ale jeżeli same migdały to nie ściągną nadmiaru wody - to może przesiana bułka tarta i mielone migdały dla smaku. Nie ma co kombinować próbujemy.




pate z dyni piżmowej ze słonecznikiem

1 kg dyni piżmowej
5 ząbków czosnku (nieobranych)
4 łyżki oliwy/oleju
sól
pieprz
sok z cytryny
3 łyżki prażonych ziaren słonecznika
150 ml wody
3 g agar agar
2 łyżki bułki tartej
50 g mielonych migdałów

Dynię obrać pokroić na jednakowej wielkości kawałki. Posolić, posypać świeżozmielonym pieprzem, polać olejem, całość dobrze wymieszać, dodać cały czosnek w łupinach. Piec około 40 minut w piekarniku nagrzanym do 200 st.C, kilka razy wymieszać. Dynia powinna się delikatnie skarmelizować i wysuszyć. Pozostawić do ostygnięcia.

Blenderem zmiksować dynię oraz obrany z łupinek czosnek. Dodać sok z cytryny, uprażony słonecznik oraz bułkę tartą. Powinna powstać masa o gęstej konsystencji (podobnej do humusu), moja masa dyniowa była za rzadka i dodałam jeszcze trochę bułki tartej.

Zagotować wodę, dodać agar agar i wymieszać, dodać do masy dyniowej i dobrze wymieszać. Masę przełożyć do wyłożonej folią spożywczą (u mnie był papier do pieczenia) keksówki. Wstawić do lodówki do ostygnięcia na godzinę - w moim wykonaniu było to 2 godziny i gdybym zostawiła ją w lodówce na jeszcze 2 godziny lepiej zachowałaby kształt. Obtoczyć w mielonych migdałach.

Jak widać moja wersja różni się od wersji Arka. Kilka słów o różnicach - moja rodzina niestety NIE cierpi kolendry (twierdzą, że smakuje mydłem), o tymianku zapomniałam, bo zapomnialam, amaretti zastąpiłam migdałami i wyszło bardzo smaczne.

A i jeszcze jedno - zróbcie z połowy porcji, bo wyszło tego bardzo dużo.

Poniżej wersja na przyszłość bez agar agar - też bardzo smaczna, więc proszę się nie wymigiwać przed jej zrobieniem.



piątek, 21 marca 2014

surówka z korzenia pietruszki

 Wiem, że na moim blogu pojawiają się dziwne przepisy, dziwne surówki, pikantne galaretki i inne wytwory z mniej znanych owoców. Dzisiaj w roli głównej pietruszka i surówka. Ta surówka ma coś w sobie, jak tylko zobaczyłam na nią przepis postanowiłam spróbować i nie żałuję, następnym razem może zrobię ją troszkę inaczej, ale o tym za chwilę. W domu pojawia się często surówka z marchewki i selera, więc tym chętniej zabrałam się za przygotowanie tej nietypowej surówki z korzenia pietruszki.


surówka z korzenia pietruszki

450 g pietruszki (korzenia)
2 łyżki białego octu winnego
80 ml gęstej śmietany
2 łyżki oliwy z oliwek
1,5 łyżeczki drubo posiekanych kaparów
sól, grubo mielony pieprz


 Obrać pietruszkę, zestrugać obieraczką do warzyw długie, cienkie wstążki. Odrzucić rdzeń - może być twardy.  W misce wymieszać korzeń pietruszki, ocet i łyżeczkę soli. Ostawić na 10 minut. Odcedzić pietruszkę i odcisnąć jak najwięcej octu.

W misce dobrze wymieszać pietruszkę z posiekanymi kaparami, śmietaną, oliwą z oliwek, solą i pieprzem.


A teraz propozycja mojej modyfikacji. Następnym razem jak będę robić surówkę według tego przepisu to korzeń pietruszki zetrę na tarce, a nie pozostawię w długich paskach. Surowa pietruszka jest ostra w smaku i potrzeba trochę czasu, żeby się przyzwyczaić, ale wydaje mi się że warto.

Surówka tak się spodobała, że do zdjęć udało mi się ocalić tylko tyle co można było ułożyć na małym talerzyku do filiżanki od kawy.

środa, 19 marca 2014

surówka z kiszonej kapusty

Planuję, planuję a może dobrze się zabrać za robotę. Kiedyś wymyśliłam sobie, że chciałabym pokazać jakie u mnie w domu jada się i jadło surówki. Moja mama wychodzi z założenia, że jak jest surówka to można mówić o obiedzie, że jej obecność na stole powoduje, że jest to obiad, a nie tylko np. pierogi. Część surówek są to surówki typowo zimowe (z kiszonej kapusty, z kiszonych ogórków, z czarnej rzepy), część to surówki wiosenno-letnie (sałata pod różnymi postaciami, mizeria), surówki jesienno-zimowe (z marchewki, z selera, z buraków, z cebuli i jabłek). Najtrudniejsze w tym wszystkim jest to, że surówki te przygotowuję zawsze "na oko", ale spróbujmy.


surówka z kiszonej kapusty

2 garście odciśniętej z soku kapusty kiszonej (może być z marchewką)
1 duże jabłko
1 średnia cebula
olej o neutralnym smaku
cukier
pierz
(pół łyżeczki ziaren kminku)

Kapustę dobrze odcisnąć z soku, grubo przesiekać nożem. Cebulę pokroić w małą kostkę, jabłko ze skórką zetrzeć na tarce o grubych oczkach. W misce wymieszać kapustę, starte jabłko, cebulę. Całość popieprzyć, posłodzić 2-3 łyżkami cukru. Dodać dobry "chlust" oleju (3-5 łyżek), wymieszać i gotowe. Można dodać pół łyżeczki ziaren kminku dla lepszego trawienia, ale u mnie większość domowników stwierdziła, że nie lubi i od tamtego czasu kminku nie dodajemy.

Szybka i smaczna jest ta bomba witaminowa, na koniec zimy jak znalazł, gdy pogoda nie może się zdecydować czy to jeszcze zima czy może już wiosna.

Jeszcze jedna uwaga - trzeba zwracać uwagę (zwłaszcza w dużych miastach) na toczy sprzedają nam kapustę kiszoną czy kapustę kwaszoną. Kapusta kiszona powstaje jako efekt naturalnej fermentacji, zaś w kapusta kwaszona zachodzi inny rodzaj fermentacji wywołany zastosowanie przyspieszacza czyli octu.

Niniejszym uznaję cyklu o surówkach z mojego dzieciństwa i nie tylko za rozpoczęty. Jeszcze może tylko jakiś fajny znaczek graficzny i byłoby wspaniale.

poniedziałek, 17 marca 2014

sól cytrynowa i inne smaki

 Produkcja soli cytrynowej i innych soli cytrusowych rozpoczęła się w ramach pełnego wykorzystania posiadanych przeze mnie niepryskanych, niewoskowanych cytrusów. Zastanawiałam się co zrobić ze skórką pomarańczy po ich zjedzeniu. I przypomniałam sobie jak w zeszłym roku robiłam sól cytrynową do przyprawiania pieczonego kurczaka.
Część skórki została starta i zamrożona do aromatyzowania ciast, a z części postanowiłam zrobić sól, którą wykorzystam w innych potrawach.



składniki

cytrusy - cytryna, pomarańcza, limonka, grejpfrut
ulubiona sól



Delikatnie zetrzeć skórkę z cytryny lub innego cytrusa uważając, żeby nie zetrzeć białej części czyli albedo. Wymieszać z solą. Gotowe. Trudno to nazwać przepisem, jest to bardziej pomysł, ale warty zapamiętania i wykorzystania.


No dobrze, a teraz przyznam się do małego oszustwa. Na zdjęciu widnieje grejpfrut, a sól w rzeczywistości jest to sól pomarańczowa, bo niewoskowane i niepryskane miałam tylko pomarańcze i cytryny. Zieloną sól limonkową robiłam ze zwykłych sklepowych limonek, a i na takie owoce jest też sposób. Owoce myjemy w ciepłej wodzie z dodatkiem lekkiego detergentu do mycia naczyń, bardzo dobrze płuczemy w wodzie, a następnie przelewamy jeszcze dodatkowo wrzątkiem. To działa, trzeba sobie jakoś radzić w życiu.


sobota, 15 marca 2014

makaron szałwiowy

 Miałam dwa ranki wolne i nadrabiam zaległości blogowe. Ostatnio niezbyt często gotuję, jeszcze rzadziej fotografuję jedzenie, a o umieszczaniu nowych wpisów nie wspomnę. Dni miałam całkowicie zapełnione pracą, ale już sytuacja powolutku się normalizuje i może uda mi się zadbać o ogródek zarówno ten blogowy jak i ten ziołowy.


Danie, które dziś przedstawię jest wynikiem splotu szeregu wydarzeń - wspomnianego braku czasu, otrzymania wspaniałego kosza ze smakołykami (dziękuję firmie Malma) oraz faktu, że rozmarzł zalegający śnieg i mogłam zerwać trochę zimozielonej szałwii z mojego ogródka.

Od jakiegoś czasu miałam ochotę na makaron z masłem szałwiowym - wyobrażałam sobie ten smak i wyszło coś dobrego.


Składniki
150 g twardego sera (dałam zdecydowanie mniej)
200 g makaronu
10 świeżych liści szałwii
2 łyżki masła
pieprz
sól


Zetrzeć ser. Ugotować makaron w dużej ilości osolonej wody. Odcedzić.
Liście szałwii umyć, osuszyć i pokroić w paski.
Na patelni rozgrzać masło i podpiec na szałwię. Dodać odcedzony makaron, obtoczyć w szałwiowym maśle. Wymieszać w podgrzanej wcześniej misce ze startym serem. Podawać ze świeżo zmielonym pieprzem.


Połączenie dobrego makaronu, masła i szałwii daje niesamowity efekt. Coś tak prostego i szybkiego w wykonaniu może być tak dobre.

W ogrodzie mam 3 rodzaje szałwii - o srebrnych liściach wąskich i szerokich oraz o liściach, które przebarwione są na czerwono/bordowo, niestety szałwia z białymi i różowymi plamami na liściach nie przeżyła mi zimy.

czwartek, 13 marca 2014

trzydniowa marmolada pomarańczowa

 Marmoladę pomarańczową lub coś co osobiście nazwałabym galaretką pomarańczową lub dżemem pomarańczowym kocham od wielu lat - czyli od jakiegoś 1997 lub 1999 roku - mojej pierwszej wyprawy do Francji. W akademiku/bursie, w której mieszkałam na śniadanie otwierali właśnie marmoladę pomarańczową, która była zamknięta w "maleńką" 5-cio litrową puszeczkę. Później już zawsze szukałam tego smaku, lekko gorzkawego cytrusami, świeżego i tak odmiennego od znanych mi domowych przetworów.


Już w zeszłym roku robiłam marmoladę pomarańczową z gorzkich pomarańczy, ale nie udało mi się zrobić zdjęć i przepisu nie zamieściłam na blogu. Gorzej, że w tym roku nie mogłam znaleźć tej strony, z której brałam przepis. Dwa dni zajęło mi odnalezienie w odmętach internetu przepisu na marmoladę pomarańczową robioną długim sposobem. Przepis przewiduje trzydniową produkcję - ale wierzcie warto, warto i jeszcze raz warto poświęcić trochę czasu na przygotowanie tej marmolady. Te 3 dni mogą zabrzmieć jak cała wieczność, ale jest to bardzo wygodny sposób przygotowania marmolady i bardzo ekonomiczny.

Ten długotrwały proces produkcji ma na celu uwolnienie naturalnej pektyny.

Przeraża mnie to, że w części przepisów na marmolady pomarańczowe używa się cukru żelującego - po co? skoro pektynę wytwarza się z pomarańczy. Te owoce w Polsce są zbyt drogie, żeby nie wykorzystać a tym samym marnować coś tak cennego. 


 Gorzkie pomarańcze mam sprowadzane z Sycylii i niestety swoje kosztują, ale jeżeli nie ma się w zasięgu gorzkich, nie woskowanych pomarańczy można zastąpić je zwykłymi. Według tego przepisu znajoma robiła marmoladę ze zwykłych pomarańczy i też wyszła wspaniała.

Na początek proponuję robić marmoladę z 1kg pomarańczy chyba, że macie w domu dużo dużych i bardzo dużych garnków.


Potrzebne będzie 1 kg pomarańczy, woda i cukier. O ilościach wody i cukru będzie za chwilę.

Dzień 1

1 kg pomarańczy tniemy bardzo cienko na małe kawałki (najlepiej na mandolinie), wybieramy i odkładamy pestki. Ten jeden marny kilogram pomarańczy nagle zaczyna nam w oczach rosnąć. Lepiej, żeby nie pozostały całe plasterki pomarańczy bo później niszczą one strukturę gotowej już marmolady/galaretki pomarańczowej.
Owoce zalewamy wodą - na 1kg pomarańczy dajemy 2 litry wody.
Odłożone pestki zawijamy w kawałek gazy (nie będzie później trzeba łowić pestek) i wrzucamy do wody i pomarańczy.
A teraz uzbrajamy się w CIERPLIWOŚĆ. I zostawiamy garnek z wodą i pomarańczami na 24 godziny. Wierzcie jest to chyba jeden z najtrudniejszych elementów - nic nie robić.

Dzień 2

Zalane owoce gotujemy około pół godziny - a tak na prawdę do momentu aż owoce będą miękkie.
I zostawiamy na kolejne 24 godziny. Wiem - czekanie potrafi być nieznośne.

Dzień 3

Wyjmujemy zawiniątek z pestkami, zdejmujemy z niego samą doboć czyli wytworzoną pektynę. Odmierzamy owoce. Na każdy 1 litr mikstury pomarańczowej dajemy 2 kilogramy cukru i gotujemy.
(Dziękuję Paulinie za zwrócenie uwagi - w oryginalnym przepisie było zdecydowanie mniej cukru na 1 litr - 1 kilogram cukru)
Od momentu zagotowania, gotujemy jeszcze około 20 minut - może być trochę mniej lub trochę więcej czasu - wszystko zależy od wielkości, kształtu garnka, od ilości przygotowywanej marmolady. Moje pierwsze marmolady gotowałam dużo dłużej, ale wystarczyłoby i 15 minut.


No i nareszcie możemy cieszyć się marmoladą pomarańczową. Moja propozycja to wkładać marmoladę pomarańczową do słoików o prostych ściankach i które nie mają przewężenia w szyjkach. Słoiki zapasteryzować.

Ale śmiesznie się czułam robiąc przetwory w luty i marcu.

Pół dnia wolnego i nowy post na blogu, może powinnam brać częściej wolne.