Na te Święta Wielkiej Nocy po raz pierwszy sama upiekłam serniki. Dzisiaj będzie zaprezentuję pierwszy z nich - szybki w wykonaniu, dobry, lekki. Jest to sernik, którym w pracy częstowała nas szefowa. Szukając przepisu na sernik, odważyłam się i poprosiłam o przepis. Sernik ten w przepisie nosił imię kogoś innego, ale on i tak na zawsze dla mnie będzie sernikiem Pani Ewy.
1,5 szklanki mąki
10 dag masła
0,5 szklanki cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 jajko
1 kg sera
6 żółtek
2 białka
1-1,5 szklanki cukru
2 cukry waniliowe
2 budynie
0,5 szklanki oleju
3 szklanki mleka
4 białka
0,5 szklanki cukru
Na stolnicy wsypać mąkę, cukier, proszek do pieczenia. Na tarce o grubych oczkach zetrzeć masło, dodać jajko. Całość szybko zagnieść. Wstawić do lodówki.
Mikserem zacząć ucierać żółtka i białka z częścią cukru. Dodawać po łyżce zmielony ser i pozostały cukier, cukier waniliowy, a następnie proszek budyniowy. Cały czas ucierając dodać olej i dobrze wymieszać. Wlać mleko, otrzyma się bardzo wodnistą masę. (Jak robiłam pierwszy raz to się mocno zastanawiałam czy z tego może wyjść sernik - takie to coś rzadkie wychodzi.)
Dno blaszki o wymiarach ... wyłożyć ciastem. Wylać serową masę. Piec w piekarniku rozgrzanym do 180 st.C przez 45 minut.
Około 35-40 minuty pieczenia zacząć ubijać jajka na bezę. Dosypać cukier. Powstałą bezę wylać na wierzch sernika około 45 minuty pieczenia. Następnie podpiec kolejne 5 minut. Wyjąć z piekarnika i ostudzić.
Na życzenie moich domowników ilość cukru w masie serowej zmniejszyłam do 1 szklanki i tak jest w dalszym ciągu raczej słodki. Do wersji świątecznej dodałam też otartą skórkę z cytryny, wyszło smaczne, ale też rodzina zażyczyła sobie wersję z niedzieli palmowej czyli bez skórki cytrynowej. Cóż czego nie robi się dla ukochanych, następny będzie bez skórki cytrynowej.
Sernikiem tym odczarowałam mit serników, jako ciast ciężkich w wykonaniu. Wniosek nie wolno dopóki samemu się nie spróbuje mówić, że coś jest trudne i mi się nie uda.
Może zachęcona odczarowaniem serników, odczaruję też ciasto francuskie. Ciekawa jestem co jest waszą zmorą, z którą boicie się kulinarnie zmierzyć?
Moją makowiec. Boję się tej dziury, która w gotowym wypieku oddziela mak od ciasta...
OdpowiedzUsuńdziury to kwestia wyrastania ciasta, grunt to się nie przejmować - znalazłam dobry przepis na ciasto zapewne pojawi się
UsuńJak się pojawi to wykorzystam i zmorę pokonam :)))
UsuńWygląda wspaniale, bardzo udany debiut :)
OdpowiedzUsuńdobry przepis na debiut
Usuń