Wróciłam, nie wiem czy na dobre, czy tylko przed sobą udaję. Denerwują mnie zdjęcia, które zamieszczam do przepisów, ich jakość, kadrowanie, można mnożyć. Może kiedyś się nauczę robić zdjęcia telefonem komórkowym, albo w jakiś sposób uzbieram kasę na jakąkolwiek lustrzankę. Tak wiem, to nie sprzęt robi zdjęcia tylko człowiek i że złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, ale wygodniej robi się zdjęcia lustrzanką na statywie, niż telefonem z ręki przy bardzo kiepskim świetle. Nic, koniec narzekania.
Blog obecnie przedstawia moją walkę i ciągłe poszukiwania co mogę zjeść. Moja dieta to obecnie dziwne połączenie diety skrajnego mięsożercy z dietą wegańską z mocnymi obostrzeniami. Mogę jeść mięso, ale jeżeli mam ochotę na ciasto to musi być ono wegańskie bez mąki zawierającej gluten ale również bez mąki ryżowej czy też tej z ciecierzycy. Może komuś przydadzą się przepisy, które wynalazłam oraz zmodyfikowałam do moich potrzeb lub też zawartości spiżarni.
Ciasto, które dzisiaj przedstawiam jest to moje drugie udane ciasto bez… - bez mąki pszennej, bez jajek, bez nabiału. Niestety jak dla mnie, zawiera mąkę gryczaną, która jest dla mnie wyczuwalna, a zwykłemu zjadaczowi chleba nie przeszkadza, po prostu nie lubię gryki (kaszy, mąki, miodu). Zdziwiłam się, bo ciasto to smakowało dzieciom. No dobrze - smaczne jest, a że nie do końca mi podchodzi, bywa.
Przepis zawiera miód, ale dla wegan może on zostać zastąpiony np. syropem daktylowym.
Piernik dyniowy wegański
100 g mąki gryczanej
60 g tartych orzechów u mnie wysuszona pozostałość po robieniu mleka migdałowego
20 g mielonego siemienia lnianego
230 g puree z dyni (około szklanki)
50 g cukru
3 łyżki rozpuszczonego miodu
6 łyżek oleju
6 łyżek mleka roślinnego użyłam wody
1 łyżka octu jabłkowego
1 łyżka dobrej przyprawy do piernika
1/2 łyżeczki bezglutenowego proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
Przepis ten przypomina mi przepis na muffiny.
Wymieszaj wszystkie suche składniki. Wymieszaj wszystkie mokre składniki. Wmieszaj szybko mokre składniki do suchych. Przełóż do keksówki wyłożonej papierem do pieczenia, piecz w piekarniku rozgrzanym do 180 st.C przez około 50 minut do "suchego patyczka". Po upieczeniu wyjmuję ciasto wraz z papierem i studzę na kratce.
Przepis zaczerpnięty z bloga Na Kuchennym Progu.
kuchnia nie (tylko) Boli
czwartek, 1 grudnia 2016
wtorek, 1 listopada 2016
Bananowiec gryczany
Śmiało mogę powiedzieć, że blog ten już jakiś czas umarł. Jakieś próby reanimacji podejmowała Kejti, ale ze względu na swoje studia nie miała na to czasu. Mnie pochłonęła inna pasja, a i moje samopoczucie nie ułatwiało mi tworzenia. I tak niejako przez przypadek wracam na bloga. W połowie sierpnia zrobiłam sobie testy na nietolerancję pokarmową i wyszło mi, że łatwiej jest mi powiedzieć co mogę jeść niż czego nie mogę. Mogę jeść mięso, ryby i warzywa - i dużo, i niewiele. Trzeba zmienić cały sposób myślenia o komponowaniu posiłków i da się żyć. Najbardziej brakowało mi ciast, bo to lubiłam zawsze robić. Dwie pierwsze próby wypieków wyszły delikatnie mówiąc nieudane, dzisiaj prezentuję pierwszy mój udany wypiek na mojej nowej diecie - bez jajek, bez mleka i i jego przetworów, bez pszenicy i glutenu. A i jeszcze jedna zmiana - nie mam dostępu do lustrzanki, więc zdjęcia robione są aparatem w telefonie.
Bananowiec gryczany bez jaj
4 przejrzałe banany
2 szklanki mąki gryczanej
1/3 szklanki oleju
3 łyżki płynnego miodu (lub syropu klonowego)
1/4 szklanki soku pomarańczowego
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
szczypta soli
1 łyżka kakao (lub karobu)
Banany dokładnie rozgniatamy, dodajemy pozostałe mokre składniki, mieszamy. Suche składniki mieszamy w oddzielnej misce. Do masy bananowo-olejowej dodajemy mieszaninę mąki, sody i kakao, szybko mieszamy do uzyskania jednolitego ciasta. Przelewamy do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia, pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180 st.C przez 45 minut do suchego patyczka.
Tam gdzie używana jest do spulchnienia wypieku soda oczyszczona, tam w cieście musi być jakiś element do jego zakwaszenia - jogurt, maślanka lub tak jak w tym przepisie sok pomarańczowy, często stosowany jest w tego rodzaju przepisach ocet jabłkowy.
Przepis wydaje ci się znany i masz rację - jest to bananowiec z trochę innej cukierenki.
A i tym przepisem rozpoczynam coś co sobie roboczo nazwałam, że robię "ciasto BEZ" - bez jajek, bez glutenu/mąki pszennej, bez nabiału.
Bananowiec gryczany bez jaj
4 przejrzałe banany
2 szklanki mąki gryczanej
1/3 szklanki oleju
3 łyżki płynnego miodu (lub syropu klonowego)
1/4 szklanki soku pomarańczowego
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
szczypta soli
1 łyżka kakao (lub karobu)
Banany dokładnie rozgniatamy, dodajemy pozostałe mokre składniki, mieszamy. Suche składniki mieszamy w oddzielnej misce. Do masy bananowo-olejowej dodajemy mieszaninę mąki, sody i kakao, szybko mieszamy do uzyskania jednolitego ciasta. Przelewamy do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia, pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180 st.C przez 45 minut do suchego patyczka.
Tam gdzie używana jest do spulchnienia wypieku soda oczyszczona, tam w cieście musi być jakiś element do jego zakwaszenia - jogurt, maślanka lub tak jak w tym przepisie sok pomarańczowy, często stosowany jest w tego rodzaju przepisach ocet jabłkowy.
Przepis wydaje ci się znany i masz rację - jest to bananowiec z trochę innej cukierenki.
A i tym przepisem rozpoczynam coś co sobie roboczo nazwałam, że robię "ciasto BEZ" - bez jajek, bez glutenu/mąki pszennej, bez nabiału.
niedziela, 29 listopada 2015
ciasteczka słonecznikowe
Dawno nie było mnie na blogu - kilka rzeczy wydarzyło się od zeszłego roku: mój grudniowy pobyt w szpitalu, później zamiast być lepiej było tylko gorzej, później zostałam naprostowana, trochę mojej ciężkiej pracy i już w połowie czerwca udało mi się podbiec po ponad półrocznej przerwie, w maju zaczęło się moje inne niż blogowe szaleństwo i trwa, aż do dziś. Nigdy nie przypuszczałam, że w moim życiu tak ważne staną się konie, ale tak jest i już.
Podobnie jak w zeszłym roku szykowałam się, żeby przygotować kalendarz adwentowy z ciastkami, ale nie wyszło, remont kuchni nie sprzyja jakimkolwiek eskapadom kulinarnym, brak dostępu do jakiegokolwiek aparatu oprócz tego w telefonie, no nic, ale chociaż w pierwszą niedzielę adwentu pojawią się ciastka. Zdjęcia no cóż jakieś są, ale chciałoby się żeby były lepsze.
Wiem, wiem, ciasteczka słonecznikowe pojawiły się już nie jeden raz w przepastnym internecie, ale ja przepis zasłyszałam od koleżanki z pracy, jak opowiadała, jak to jej synek je robi. Przepis banalnie prosty, składniki trzy i w 20 minut ma się blachę przepysznych ciastek, coś niesamowitego.
Ciasteczka słonecznikowe
250 g wyłuskanych pestek słonecznika
2 jajka
90 g brązowego cukru
W blenderze rozdrobnić słonecznik. Dodać 1 białko i 2 żółtka, cukier. Wymieszać na wszystkie składniki. Uformować kulki wielkości niewielkiego orzecha włoskiego, wyłożyć na blachę, lekko spłaszczyć, posmarować pozostałym białkiem, ozdobić pestkami słonecznika. Piec 12-15 minut w temperaturze 180 st.C.
Dzięki temu wpisowi przypomniałam sobie, że lubię moje blogowe - kulinarne wyczyny. Może uda mi się chociaż w przyszłym roku pojawiać tu częściej.
Podobnie jak w zeszłym roku szykowałam się, żeby przygotować kalendarz adwentowy z ciastkami, ale nie wyszło, remont kuchni nie sprzyja jakimkolwiek eskapadom kulinarnym, brak dostępu do jakiegokolwiek aparatu oprócz tego w telefonie, no nic, ale chociaż w pierwszą niedzielę adwentu pojawią się ciastka. Zdjęcia no cóż jakieś są, ale chciałoby się żeby były lepsze.
Wiem, wiem, ciasteczka słonecznikowe pojawiły się już nie jeden raz w przepastnym internecie, ale ja przepis zasłyszałam od koleżanki z pracy, jak opowiadała, jak to jej synek je robi. Przepis banalnie prosty, składniki trzy i w 20 minut ma się blachę przepysznych ciastek, coś niesamowitego.
Ciasteczka słonecznikowe
250 g wyłuskanych pestek słonecznika
2 jajka
90 g brązowego cukru
W blenderze rozdrobnić słonecznik. Dodać 1 białko i 2 żółtka, cukier. Wymieszać na wszystkie składniki. Uformować kulki wielkości niewielkiego orzecha włoskiego, wyłożyć na blachę, lekko spłaszczyć, posmarować pozostałym białkiem, ozdobić pestkami słonecznika. Piec 12-15 minut w temperaturze 180 st.C.
Dzięki temu wpisowi przypomniałam sobie, że lubię moje blogowe - kulinarne wyczyny. Może uda mi się chociaż w przyszłym roku pojawiać tu częściej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)